środa, 26 maja 2021

Końskie dylematy Julii. Czyli podobieństwa i różnice.

 

--  Halo, babciu ! Co się dzieje, że nie odbierasz rozmowy? Dzwonię do ciebie już dziesiąty raz! -- w głosie Julki usłyszałam cichą naganę. Nie zdążyłam się usprawiedliwić, bo Julka nie mogła doczekać się, aby przekazać mi swoje rewelacje.

-- Ja mam ci tyle do powiedzenia! Ale najpierw powiedz, co tam u was ? Jak pogoda, bo u nas świeci słoneczko i mam dziś jazdę kłusem. Ale Majka chyba zrezygnuje z jeżdżenia, bo pani zmieniła jej konia. Mi też zmieniła. Na początku trochę żałowałam, ale w sumie nie było czego, bo tamten był trochę złośliwy i chwytał mnie zębami. Tylko ogólnie był trochę bardziej powolny. Nadawał się do nauki jazdy. Pani instruktorka mówiła, że jest stary i czasem bolą go kości i stawy. Wtedy nie ma takiej cierpliwości i trochę się wyżywa. Ja rozumię, że taki koń też może cierpieć, bo w końcu to żywe stworzenie. -- filozoficznie zakończyła moja wnuczka.

--  I jest ssakiem. Człowiek też jest ssakiem. -- chciałam kontynuować rozważania Julki.

-- Ale jednak koń, to koń, a nie człowiek! -- sprzeciwiła się.

-- No tak , bo ludzie  należą do gatunku homo sapiens, czyli takiego, w którym  człowieka rozumiemy  jako istotę zdolną do myślenia refleksyjnego, bo ludzie to gatunek ssaków z rodziny człowiekowatych. A koń to gatunek ssaka nieparzystokopytnego z rodziny koniowatych.  Ale przerwijmy te naukowe rozważania, bo nie o tym chciałaś mi powiedzieć i pewnie nie o to zapytać. No to co tam z waszymi konnymi jazdami?

-- Jest  świetnie! Jak ci mówiłam, już będę kłusować, bo pani powiedziała, że robię ogromne postępy. Będę sama kłusowała już w ten piątek. Jak mi dobrze pójdzie, to od przyszłej środy będę chodziła na zajęcia grupowe. Wiesz będziemy w grupie gdzieś jeździć i musimy dobrze słuchać pani.  Jak powie "Julia wolta", to mam sama zrobić woltę, czyli obrót, ale inni nie mogą wtedy robić wolty. A jak powie "wszyscy wolta", to robię z wszystkimi, czyli robię obrót tylko wtedy, gdy usłyszę swoje imię i z wszystkimi, a jak pani powie inne imię, to robi ją ktoś inny, a nie ja. Czy zrozumiałaś? 

-- Zrozumiałam, ale co z tą Majeczką? Przecież ma fioła na punkcie koni. Już jej przeszło? -- dopytałam, ciekawa, dlaczego Julka twierdzi, że Majka chce zrezygnować z jazdy.

-- No wiesz, w zasadzie Majka dalej ma fioła na punkcie koni. Lubi je głaskać, czesać i takie inne pierdoły. Dlatego powiedziałam ci , że najlepszy dla niej prezent, to książka o koniach. Ma całą serię o akademii jednorożców i tylko jednej jej brakuje, " Oliwia i Śnieżynka". Mogłabyś jej kupić i do tego podkładkę pod myszkę z końmi. Nie jest droga. -- wyjaśniła.

-- To dlaczego Majka chce zrezygnować z jazdy?

-- No dlatego, że zmienili jej konia i że ja będę jeździła sama, a ona nie może. I to w zupełnie inny dzień. Mama Asi mnie tam będzie zawoziła, bo Asia też jeździ na koniach i dotychczas była bardziej zaawansowana, ale chyba ją dogoniłam.

-- Czy Asia to koleżanka Majki?

-- No tak, one razem się bawią i Majka ją bardzo lubi. Chyba trochę mi zazdrości , że już będę sama jeździła.  A ona boi się sama jeździć i w ogóle woli na kucyku, bo mały. Majka wszystkiego się boi! -- Julia podsumowała siostrę.

-- Wiesz Juleczko, każdy jest inny. Ona jest od ciebie młodsza, krócej jeździ na koniach. Poza tym Maja jest wrażliwa i ma bardzo bujną wyobraźnie. Dlatego czasem wyolbrzymia niebezpieczeństwa. Na zapas przewiduje, co mogłoby się jej stać, gdyby spadła z konia.-- starałam się załagodzić wypowiedź Julki. 

-- No właśnie! Na zapas! Ja już trzy razy spadłam z konia i nic mi się nie stało.  Dwa razy poleciałam przez łeb, a raz spotkałam się z końskim zadem. To nic przyjemnego, mówię ci! Ale bez przesady! Da się wytrzymać! Przeżyłam! -- roześmiała się dziewczynka i lekceważąco machnęła ręką.

-- A wiesz, że ja chyba byłam bardziej podobna do Majki, niż do ciebie, gdy byłam mniej więcej w waszym wieku?

-- Coś nie potrafię sobie tego wyobrazić, przecież nie jesteś moherową babcią. Znasz się na modzie, kosmetykach, umiesz prowadzić samochód i prawie o wszystkim mogę z tobą pogadać. W każdym razie nie trujesz. Majka ma teraz wyjechać na zieloną szkołę i już się boi, czy w nocy wytrzyma bez mamusi ! A ona jedzie nad morze i mamusia po nią od razu nie pojedzie. Ty pewnie w jej wieku tak nie mazałaś się.  -- stwierdziła Julia.

-- A co strach ma do moheru? Rzeczywiście nie mam moherowego beretu, tylko czapkę, ale w zasadzie i tak wolę kaptur. Jest wygodniejszy. Nie przyklapuje włosów. Wiem, wiem, że nie o to ci chodzi. Opowiem ci pewną prawdziwą historię. Jako dziecko i to chyba będąc bardziej w wieku twoim, niż Majki pierwszy raz pojechałam na obóz harcerski , a po tygodniu napisałam błagalny list do domu, aby rodzice mnie zabrali z tego obozu. W zasadzie obóz był fajny, dobrze zorganizowany. Mogłam się tam wyżywać plastycznie i nawet naszej grupie wymyśliłam nazwę "Gordony" i jako totem zrobiłam z gliny buzię Gordony z włosami w kształcie węży, które zrobiłam z korzeni drzew. Pół dnia szukałyśmy kory i korzeni, by wykończyć totem. Wygrałyśmy nagrodę za najlepszy totem. Mimo tego tęsknota za domem odbierała mi radość wspólnych wakacji z koleżankami. Jeszcze wtedy nie dorosłam do tak długiego oderwania się od domu. Tęskniłam za rodzicami, siostrami, babcią. Majka też z czasem będzie się coraz bardziej usamodzielniała. Daj jej na to czas i staraj się zrozumieć, że jest zupełnie inna, niż ty. To byłoby nudne, gdyby w domu były dwie Julki. Przypuszczam, że dla rodziców byłoby to dosyć trudne.

-- Masz rację, chyba by zwariowali. Ja już i tak im dosyć kołków na głowie naciosałam. To niech Majka dalej czesze te swoje koniki i głaska. Może kiedyś zostanie weterynarzem? Ja wolę kłusować!

--To kłusuj i jeśli nadal jesteś ciekawa, czy u nas świeci słoneczko, to muszę ci powiedzieć, że od dwóch dni pogoda jest pod " zdechłym Azorkiem", czyli padata.-- powiedziałam z żalem owijając się ciepłym kocem.

-- A mówiłam abyś dłużej została w mieście? Nie chciałaś mnie posłuchać, więc musisz się dostosować, bo u nas słoneczko i biegamy w krótkich rękawkach. Sama mi mówisz, że za swoje decyzje człowiek powinien ponosić odpowiedzialność. No to pa, zadzwonię, gdy będę już po jeździe.  



 


środa, 19 maja 2021

Królik bojowy.



 --

 -- Dzień dobry babciu! Czymmmmogłabyśśśś...... -- głos Juleczki był przytłumiony. Sapała  i coś mruczała pod nosem. Nie rozumiałam, o co jej chodzi, a jedynie, że po przywitaniu się chciała mnie o coś zapytać.

-- Nie mogę zrozumieć, o co chciałaś powiedzieć. Zrozumiałam tylko pierwsze zdanie, czyli ... dzień dobry.-- powiedziałam w czeluść smartfona.

-- Tylko nie przełanczaj na kamerkę.!--  krzyknęła moja wnuczka i znowu coś zamruczała pod nosem.

Zaintrygowała mnie ta prośba. Zaczęłam się dopytywać, jaki to ważny powód  spowodował zmianę przyzwyczajeń, bo dotychczas drugim zdaniem, którym mnie witała, była prośba o włączenie kamerki.

-- Przede wszystkim nie powinnaś mówić " przełanczaj", tylko "przełączaj". -- powiedziałam, bo słowo  zazgrzytało mi jak metal piłowany innym metalem. Dźwięku tego zazwyczaj nie jestem w stanie znieść.

-- E tam, wszystko jedno, czy "nie przełanczasz", czy " nie przełączysz", bo chodzi mi o to, abyś kamerkę zostawiła w spokoju. -- zbagatelizowała moje napomnienie Julka. 

Zmroziło mnie. Moja wyobraźnia zaczęła pracować. Już widziałam w pokoju Julki tabuny koleżanek...i bałam się pomyśleć, co jeszcze, więc bardzo delikatnie zaczęłam dopytywać.

-- Okey! A jesteś w pokoju sama? Mama już przyszła z pracy? A Maja jest w domu? 

-- Babciu, jak  ty nielogicznie myślisz! Pory dnia ci się pomyliły? Przecież na dworze ciemno. Mama już dawno w domu i tata też, a Majka siedzi na swoim łóżku i mnie terroryzuje królikiem. No właśnie dlatego nie chciałam, abyś  nie za...łączyła kamerki. -- Jula odetchnęła z ulgą, że tym razem poprawnie nazwała czynność, której się bała wymówić. 

-- No to o co chodzi z tą kamerką, bo nie mogę zrozumieć. 

-- Już ci wyjaśniam. Ty wiesz, że Majka dostała królika, o którym marzyła? Ten królik miał być miniaturowy, ale jakoś podejrzanie urósł. Pewnie dlatego, że ciocia kupiła go w sklepie zoologicznym w Strzelcach. Wcześniej podobnego królika zakupiła w tym samym sklepie dla  swojej córki i on też tak urósł. Więc to chyba taka  strzelecka odmiana miniaturek, które rosną ponad miarę. A ten królik na dodatek gryzie. Mówię ci, już parę razy uciął mnie w duży palec od nogi. Więc się go wystraszyłam. Majkę to bardzo rozśmieszyło, że boję się królika i teraz mnie nim terroryzuje. Jak czegoś nie chcę jej dać, to otwiera klatkę i napuszcza na mnie królika. A ten królik, to jest jakiś dziwny. Dużo je i produkuje bobki. Mówię ci, on jest jak maszynka do produkcji bobków. Strzela nimi jak z karabinu maszynowego .To on chyba jednak jest bojowy. To może taka broń biologiczna. Co o tym myślisz?

-- Nic nie słyszałam o królikach bojowych, ale ja nie znam się na zwierzętach bojowych. Chyba takich nie ma. Czytałam coś na temat gazów bojowych, które po raz pierwszy zostały użyte na froncie I wojny światowej. Ale o królikach nic tam nie było. -- odpowiedziałam z namysłem.

-- Szkoda, że nic na ten temat nie wiesz, choć to może ma coś wspólnego z gazem bojowym. --Julka ciężko westchnęła. 

-- Nie widzę związku. Coś na siłę starasz się umieścić biednego królika na liście wyposażenia wojsk chemicznych. Poza tym nie wiem co królik bojowy, lub nie bojowy ma wspólnego z twoją i moją kamerką.

-- Ma wiele wspólnego, bo nie możesz teraz oglądać naszego pokoju właśnie z powodu królika. To byłby dla ciebie prawdziwy szok, a starsze osoby źle znoszą szoki, bo mają słabe nerwy.

--Ej, zapędzasz się na niebezpieczne tereny, bo ja aż tak słabych nerwów nie mam i widok królika nie pogorszy ich stanu. -- odpowiedziałam lekko urażona oceną wnuczki.

-- No, może sam królik nie spowodowałby szoku, ale widok naszego pokoju, po którym grasował królik z cała pewnością tak. No bo ja odganiałam królika i rzucałam w niego czym się da, a on robił uniki i strzelał bobkami. Majka w tym czasie była w łazience, bo się kąpała. Gdy przyszła, to na boso przeszła się po tych bobkach i poszła do łóżka. Powiedziała, że ona nie bałaganiła, więc nie będzie sprzątała. Mam to zrobić sama. A ja się boję i też nie zlezę z łóżka. Muszę czekać, aż królik sam zdecyduje się na powrót do klatki. I teraz Majka już jest w łóżku, ja też jestem w łóżku, a królik grasuje po pokoju i strzela bobkami na moje rzeczy. Teraz wszystko będzie cuchnęło, bo Majka powiedziała, że ona posprząta bobki, gdy królik będzie w klatce i ja sprzątnę swoje rzeczy. Czyli u nas teraz jest gaz, który wyprodukował królik bojowy. Czyli gaz też jest bojowy! 

-- To jest logiczne! -- stwierdziłam zanosząc się śmiechem.

-- Wreszcie zrozumiałaś ! Ale długo zajęło ci sczajenie bazy! To dobranoc, bo chyba królik właśnie wszedł do klatki.  -- zakończyła Julka i nie czekając na odpowiedź rozłączyła rozmowę. 

 


sobota, 8 maja 2021

Dylematy małolaty : savoir-vivre , czekolada i powrót do szkoły.

 



-- Babciu, kiedy przyjedziecie do miasta, bo już nie mogę się doczekać?! --  zapytała Julka, nie siląc się na  na przywitanie.

-- Dzień dobry Juleczko! Myślę, że najpóźniej będziemy w mieście z końcem maja, bo teraz nie możemy ruszyć się z domu. Dziadek postanowił wybudować murek i schody, aby wygodniej było zejść  spod chaty do ogrodu. Kupił cement, piasek, posegregował kamienie i muruje. Ja posadziłam kwiatki i zioła, wykosiłam trawnik. Zresztą, po co ci będę dokładnie wyliczać. Po prostu mamy teraz huk roboty. Wykorzystujemy piękną pogodę na prace wokół chaty. -- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

--No oczywiście, że dzień dobry! Tak mi się tylko na chwilę zapomniało o savoir vivrze ! Ale wytłumacz mi dokładnie czy ten ,no "savoir -vivre", to tylko "dzień dobry", czy też coś więcej, bo nie skumałam, co mi ostatnio dziadek mówił. - pochwaliła się Julka znajomością  nowego słowa.

-- To znaczy Juleczko nie mniej, nie więcej, jak dobre maniery, bon-ton, znajomość reguł grzecznościowych. Rozumiesz? No, kumasz?

-- Acha! Więc to też, inne takie pierdoły, jak;  "przepraszam", "proszę","dziękuję"," dobranoc". A czy "cześć" to też jest ten savoir, a" hejka" ? -- zastanawiała się moja wnuczka.

-- Myślę, że wszystko zależy od tego, w jakim jesteś towarzystwie. To powinny być reguły grzecznościowe i zasady przyjęte w danej grupie wiekowej, czy społecznej. Kiedy idziesz do Emilki, na powitanie wystarczy powiedzieć " hejka!" bo tak młodzież się pozdrawia, ale jeśli drzwi otworzy jej mama, czy babcia , to raczej nie powiesz do nich " hejka", tolko zwykłe " dzień dobry" , a jeśli do tego dodasz uśmiech, to sukces murowany! -- powiedziałam i głośno roześmiałam się na myśl o Julce mówiącej do starszej pani Pelagii Nowak, która była matroną w wieku około osiemdziesięciu lat zamiast "dzień dobry" ," hejka". W wyobraźni zobaczyłam jej czarne, pomalowane zbyt mocną kredką brwi, z oburzenia podchodzące pod pofałdowane głębokimi zmarszczkami czoło, czerwone wypieki na wiotkich policzkach i trzęsącą się z oburzenia głowę. Pulchne ręce kobiety łapały się za szerokie biodra i już prawie słyszałam gderliwy, syczący głos wydobywający się z wąskich kresek warg.

-- Niewychowana gówniara! Kto cię tego uczy? Czy was w ogóle czegoś uczą w tej szkole? A matka to wie, jak ty się do starszych odnosisz? Muszę porozmawiać z Halinką, aby sprawdziła z kim ta Emilka się zadaje, bo ona też tylko "hej" i " hej". Do koni mówiło się na wsi " heta, wiśta , wio",kto to widział aby tak mówić do człowieka. Ja koniem, ani klaczą nie jestem.  A Halinka niech się solidnie weźmie za wychowanie Emilki, aby dziecko nie wyrosło na chuligana.

 -- Z czego się śmiejesz? Czy ja coś głupiego powiedziałam o tym savoi- vivrze?  -- niepewnie zapytała Julka, rozwiewając obraz groźnej Nowakowej. 

-- Nie z ciebie się śmieję, tylko ze swoich myśli, bo   zwizualizowała mi się babcia Emilki. 

-- To ci nie zazdroszczę! Ja się jej boję, ale Emilka mówi, że z nią można wytrzymać i nie jest taka zła. Podobno przemyca dla niej ciastka i czekolady, bo nie uznaje, jak to mówi " tych nowomodnych diet ".Twierdzi, że żadne dziecko jeszcze nie umarło od dobrej czekolady. Mama Emilki się na to złości i twierdzi, że to niezdrowe, aby tak rozpychać dziecko cukrem. Więc babcia daje jej słodkie po kryjomu. Mówi, że jest starsza, to wie lepiej. I teraz Emilka będzie musiała się odchudzać, bo tak mówił ponoć na ostatnim badaniu jej lekarz. I popatrz, starsi się kłócą, a dzieci cierpią! -- powiedziała filozoficznie Julka.

-- To przecież Emilka nie musi jeść tej czekolady. -- stwierdziłam.

-- No coś ty, musi! Nie chce robić babci przykrości, bo ją bardzo kocha, a poza tym czekolada jest przepyszniutka! Czy ty dałabyś radę nie jeść czekolady, jakby ci prawie wpychali taką deserową, bo wiem, że mlecznej nie lubisz? A ona lubi każdą, więc je i oszukuje mamę, że nie je, a potem cierpi. Mogłyby się te wychowujące  dogadać między sobą, bo może gdyby tak uzgodniły, że Emilka mogłaby co drugi dzień po kosteczce, to lekarz by też pozwolił i nie zmuszał ją do diety?

-- A jak tam twoje bieganie? -- zmieniłam temat, bo cóż miałam powiedzieć. Ciężko jest, gdy dorośli mają inne systemy wychowawcze i nie potrafią się dogadać co do wspólnego postępowania z dzieckiem.

-- Miałam biegać , ale mi przeszło i nie będę słynną biegaczką. Nie chce mi się. Wolę pływać, ale teraz baseny zamknięte i czekam na  otwarcie. Tata obiecał, że mnie zapisze na takie specjalne zajęcia z pływania. Stwierdził , że mam talent. Ale mój talent musi poczekać na basen. A w ogóle to wracamy do szkoły. Ale czy to nie głupie, bo wracamy na trzy dni. Potem inni będą wracać, a my znowu będziemy się uczyć z kompa! I takie to teraz nasze życie! Ale na moje urodziny dojedziesz? Sama upiekę tort i będę was obsługiwała. Poza tym będzie mnóstwo balonów! Zobaczysz, jak będzie świetnie! To pa! Muszę kończyć, aby przejrzeć zeszyty, bo mam za chwilę kartkówkę z historii!